Udowadniałam Wam już parokrotnie że w stare, zniszczone czy pozornie niepotrzebne rzeczy można tchnąć drugie życie. Kanapa, a raczej skóra z niej zdjęta, ma szansę stać się torbą zaś ubrania, które dawno przestały cieszyć dzięki nowej aplikacji znów wywołują uśmiech na twarzy. Dzisiaj jednak wracam z czymś nieco grubszego kalibru.
Większość z Was widuje na pewno w swoim otoczeniu przedmioty mocno nadgryzione zębem czasu. Czy to u rodziny na wsi, na pchlim targu a nawet mijając śmietnik natykamy się często na takie perełki. Oczywiście w chwili spotkania rzadko wyglądają zachęcająco, ale jeśli puścimy wodze fantazji przy odrobinie (lub najczęściej całym mnóstwie.. ) wysiłku mogą nie tyle odzyskać dawną świetność, co stać się zupełnie nową wersją siebie.
Większość z Was widuje na pewno w swoim otoczeniu przedmioty mocno nadgryzione zębem czasu. Czy to u rodziny na wsi, na pchlim targu a nawet mijając śmietnik natykamy się często na takie perełki. Oczywiście w chwili spotkania rzadko wyglądają zachęcająco, ale jeśli puścimy wodze fantazji przy odrobinie (lub najczęściej całym mnóstwie.. ) wysiłku mogą nie tyle odzyskać dawną świetność, co stać się zupełnie nową wersją siebie.
Pochorowałabym się chyba gdybym natrafiwszy na stare, drewniane okna nie wykorzystała okazji aby zrealizować kolejny z miliona pomysłów błąkających się po mojej głowie. Witraż w takiej oprawie chodził za mną dawna, brakowało tylko surowca do pracy. Kiedy w końcu go zdobyłam można było zakasać rękawy i przystąpić do dzieła. Nie ukrywam, pracy było sporo. Samo doprowadzenie okien do stanu surowego trochę zajęło - tu ukłon w stronę Męża, który wykazał się dużą dozą cierpliwości i pomógł mi z tym zadaniem. Rozplanowanie wzoru i dopasowanie go do ram, w końcu samo malowanie również wymagają poświęcenia im siebie i czasu. Poniżej trzy efekty mojego recyklingu, sami oceńcie czy warto było się męczyć - ja nie żałuję!
Żurawie - wersja 1
Żurawie - wersja 2
Dowód, że to naprawdę okna :)
Tu już stonowane kwiaty.