niedziela, 19 października 2014

Déjà vu z cyklamenowym akcentem

Déjà vu. Któż z nas nie doświadczył tego uczucia przynajmniej raz w życiu? Dzisiaj serwuję je Wam ja, ponieważ poniżej przedstawię coś, co kiedyś gościło już na łamach mojego bloga. Oczywiście bezsensem byłoby pokazywać dokładnie to samo, stąd też pewne zmiany w znanym Wam już projekcie.
W tym miejscu można zapytać: po co robić dwa razy taką samą rzecz, a na dodatek pokazywać ją innym? Cóż, jeśli coś nam bardzo pasuje (a na dodatek podkradła nam to córka :) ), to dlaczegóż nie powielić projektu z niewielkimi zmianami? Jeśli wiem, że sprawdzona rzecz będzie mi dobrze służyć nie żałuję czasu na powtórki z rozrywki (niestraszne mi nawet szycie, za którym jak już wiecie nie przepadam).
Odrzucając aurę tajemniczości przedstawiam Wam siostrę "ukwieconej małej czarnej" z cyklamenowym akcentem.



Mogłabym ogłosić w tym momencie zabawę w "Znajdź 10 różnic", jednak aż tylu ich tu nie ma więc wyręczę Was :) po pierwsze powyższą sukienkę wyposażyłam w rękawki. Ponadto wzór na sukience, na pierwszy rzut oka taki sam, różni się nieco od aplikacji na pierwowzorze. W odróżnieniu od starszej wersji tu spódnica jest pofalowana oraz "podziurkowana". Na zdjęciu poniżej widać też, że tył sukienki jest dłuższy niż przód co bardzo efektownie prezentuje się na żywo.  




Po ukończeniu sukienki spojrzałam na nią krytycznym okiem  i stwierdziłam, że pomimo iż dół sukienki jest bogaty to jednak czegoś mi brak. Nie zaspokoiły mnie dziurki, fale ani bogactwo barw. Myślałam, myślałam i wymyśliłam - pasek w kolorze cyklamenu! Nawiasem mówiąc, inspiracją był w tym miejscu dla mnie element ozdobny zasłony w sypialni ;) 


Poniżej jeszcze wzór w powiększeniu - jeśli się dobrze przypatrzycie na pierwszym planie widać jedną z dziurek.


Co sądzicie o odświeżaniu starych projektów? Wracacie do rzeczy sprawdzonych, czy może  w swojej twórczości wolicie przeć do przodu nie oglądając się za siebie? 

niedziela, 12 października 2014

Powiew wiosny

Po chyba najdłuższej jak dotąd nieobecności odkurzam swój blog i powracam do Was z dobrą energią. Ostatnimi czasy tyle się w moim życiu działo, że nie mogłam znaleźć nawet chwili aby tu zajrzeć. Nie mogę niestety powiedzieć, że spotykają mnie rzeczy przyjemne, ale stawiamy im dzielnie czoła i (odpukać!) widać już światełko w tunelu, choć droga przed nami jest długa i kręta. 
Ale skończmy już te wynurzenia, nie po to tu zaglądam żeby psuć Wam humor tej niedzieli! Wręcz przeciwnie, postanowiłam nieco podkolorować rzeczywistość, bo chociaż piękne i żywe odcienie jesieni są już z nami, to dziś - przynajmniej u mnie - spowiła je szarość dnia. Moim lekarstwem na taką pogodę są barwne kwiaty przywodzące na myśl piękną i ciepłą wiosnę. Zadomowiły się na stałe na białej sukience i przy każdym otwarciu szafy roztaczają swój urok na prawo i lewo :) oto i one: 



Przed malowaniem sukienka była po prostu biała, co na dłuższą metę stało się nieco nudne. Stwierdziłyśmy z córką, że na rozkloszowanej spódnicy najlepiej będą wyglądać właśnie barwne kwiaty. Nie widać tego na zdjęciu, ale podczas chodzenia dół sukienki bardzo ładnie odbija od ciała (nie jest taki oklapnięty), dzięki czemu wzór prezentuje się jeszcze korzystniej. 




Wzór powstał jak zwykle przy wykorzystaniu specjalnych farb do tkanin, więc ani pranie ani prasowanie mu nie straszne. Poniżej fokus na kwiaty :)


Takie ubrania to mój sposób na radzenie sobie z szarzyzną za oknem oraz wszelkimi innymi problemami, czuję się w nich radosna i pełna życia. Pomimo tego, że z pewnymi rzeczami i tak nie możemy walczyć ja postanawiam przynajmniej utrudnić im odebranie mi radości z życia! Pozdrawiam Was wszystkich ciepło i życzę barwnej codzienności :)